Pozorowane działania wokół oświadczeń majątkowych
Dziś musiałem udać się na kilka godzin do Warszawy. Na posiedzeniu Komisji Regulaminowej odbyło się pierwsze czytanie wprowadzające obowiązek składania przez parlamentarzystów, członków rządu i najważniejszych urzędników poza swoimi, także oświadczeń o majątku małżonków, osób pozostających w stałym pożyciu oraz dzieci – własnych, małżonka i przysposobionych.
Oczywiście projekt ten jest pokłosiem problemów premiera Morawieckiego – jak donoszą media jego żona ma być właścicielką działki, którą zakupili od kościoła za 700 tys., a teraz ma ona być warta 70 mln złotych.
Premier raz zapowiadał, że żona ujawni swój majątek, potem kręcił odpowiadając na pytania w tej sprawie. Póki co do złożenia oświadczenia nie doszło.
Pojawił się za to dość absurdalny projekt. Dziś odbyło się jego pierwsze czytanie. Ale do szczegółowego rozpatrzenia nie doszło. Ma się ono odbyć „na kolejnych posiedzeniach”. Ale ich nie będzie, bo kończy się kadencja. Premier Morawiecki będzie mógł mówić, że czeka na uregulowanie tej sprawy… I o to chodzi..
A czemu ten projekt jest absurdalny? Nakazuje złożenie informacji o majątku dzieci – własnych, małżonka, przysposobionych. Także dziecka 40-letniego. Mieszkającego w Australii. A nawet – 40-letniego dziecka żony/męża z pierwszego małżeństwa (mieszkającego np. w Australii). Takiego, które ma gdzieś swego ojczyma/macochę i jego pracę w parlamencie.
Jedna z posłanek spytała dziś reprezentującego kancelarię premiera podsekretarza stanu (wypowiadał się dziś kompromitująco), jakie spotkają ją konsekwencje, gdy jej dorosłe dzieci nie będą chciały jej poinformować, jaki mają majątek, kredyty itp. Odpowiedź „jak pani nie będzie wiedzieć, to wpisze pani, że nie wie” rozbroiła nawet posłów PiS…
Dyskusja toczyła się mocno w oparach absurdu, bo wszyscy wiedzieliśmy, że w tej kadencji „nie zdążą” uchwalić tej ustawy…